W głowie mam scenę z ubiegłorocznego Sylwestra, kiedy to stałam i wyglądałam przez okno. Pamiętam dokładnie moje myśli. Krążyły wokół tego, jak diametralnie inne będzie wszystko, gdy ten rok dobiegnie końca. W głowie miałam dziesiątki pytań. Czy 2017 ujawnił mi na nie odpowiedzi? Tak, na większość zdecydowanie tak. Przychodzę tu właśnie po to, żeby podzielić się z Wami niewielkim podsumowaniem tego roku. Hej, miło mi Was widzieć na tym zakurzonym, nietkniętym od półtora roku blogu! Co mnie skłoniło żeby tu wrócić? Nie wiem. Nie jest to powrót na stałe, aczkolwiek mam pomysł na to, jak potoczą się losy tego miejsca. O tym jednak kiedy indziej, dziś skupię się na pożegnaniu roku, w którym nauczyłam się żyć. Po prostu.
Od stycznia do kwietnia moim priorytetem była szkoła. Skupiłam się na zbliżającym się egzaminie gimnazjalnym, a jestem osobą, którą takie sprawy stresują za bardzo. Z biegiem czasu mogę przyznać, że nie umiałam postawić sobie zdrowych granic, a moja psychika była na wycieńczeniu przez coś, co dziś postrzegam za rzecz niemalże błahą. Czy warto było się tak przejmować? Głupio byłoby egzamin zlekceważyć całkowicie, ale nie wolno dać się zwariować. Wszystkie cele i plany tamtych czasów przybierały rangę "zrobię to po kwietniu". I choć może szkoda, że te cztery miesiące po prostu przeminęły, to po ich upłynięciu wróciłam do życia ze zdwojoną energią.
Miesiące wiosenne i letnie spędziłam na polepszaniu kontaktów z moją gimnazjalną klasą. Choć dziś nie widujemy się codziennie, wciąż uważam, że to wspaniali ludzie i gdyby nie oni, na pewno ominęłyby mnie setki chwil czystego szczęścia. Wciąż na usta ciśnie mi się uśmiech, gdy pomyślę o naszych wszystkich imprezach, wyjściach do parku i świetnych wydarzeniach, w których razem braliśmy udział. Umocniłam swoje relacje, z niektórymi trochę je zmieniłam, ale przede wszystkim z każdym dniem utwierdzałam się w przekonaniu, że jestem na właściwym miejscu, wśród właściwych ludzi. Jeżeli ktoś z mojej gimnazjalnej ekipy to czyta, to kieruję w Waszą stronę ogromne podziękowania za cały rok (a właściwie za trzy lata!). Jesteście niesamowici!
Wakacje nie były tak intensywne, jak oczekiwałam. Mówię tu zwłaszcza o lipcu- miesiąc ten spędziłam na czystym lenistwie, a jedyny większy wyjazd, w którym wzięłam udział, to tydzień spędzony z rodzicami na Mazurach. Sierpień zaś, a zwłaszcza jego druga połowa, zasługuje na oddzielny akapit.
Miesiąc rozpoczęłam od festiwalu filmowego w Kazimierzu Dolnym, na który pojechałam z rodzicami i z przyjaciółką (z tego miejsca pozdrawiam Olę!). Wypad ten wspominam bardzo miło, jednak ciężko ukryć, że już wtedy najbardziej wyczekiwałam zbliżającego się kursu językowego do Brighton w Anglii. To właśnie on był moim marzeniem i chyba każdy kto mnie zna wie, że o tej nadmorskiej miejscowości mogłabym mówić godzinami! Był to mój pierwszy samodzielny lot za granicę i tak naprawdę aż do momentu kiedy przywitała mnie Elaine w rodzinie goszczącej nie wiedziałam, co mnie czeka. Pamiętam motylki w brzuchu, kiedy przez okno samolotu zobaczyłam Londyn. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że naprawdę spełniam swoje marzenie. Dziś bez wahania mogę przyznać, że były to najlepsze dwa tygodnie mojego życia. Czas ten zupełnie przerósł moje oczekiwania. Zakochałam się w miasteczku (a może nie tylko?:)), poznałam wspaniałych i inspirujących ludzi z całego świata, wydałam mnóóóstwo pieniędzy, ale też poczułam, że mam swoje drugie miejsce na świecie. Do tej pory mam wrażenie, że w ciągu raptem czternastu dni przeżyłam więcej, niż przez niektóre miesiące razem wzięte.
Gdy wróciłam do domu, przyszedł czas, żeby wrócić na ziemię. Zmieniłam szkołę i choć w lipcu byłam bardzo podekscytowana faktem, że dostałam się do wymarzonego liceum, na początku września zupełnie nie miałam ochoty tam iść. Przez kilka tygodni nie potrafiłam odnaleźć się w nowej sytuacji. Brakowało mi poczucia przynależności i tak naprawdę dopiero pod koniec września zaczęłam doceniać otoczenie, w którym się znalazłam, choć wymagało to zmiany klasy. Czy jestem zadowolona? Tak, tak, i jeszcze raz tak, teraz myślę, że nie mogłam trafić lepiej! Mam wrażenie, że otworzyłam się na kulturę i szeroko pojętą sztukę-
klasa teatralna to dla mnie totalna nowość, a jednak naprawdę zauważam
to poczucie samorealizacji, które mi ona daje. Po prostu się spełniam.
Momentami bardziej, chwilami mniej, ale to, co uwielbiam w mojej szkole,
to zdecydowanie jej dynamiczność i to, że mogę być chociażby malutką
częścią wszystkich wspaniałych akcji i wydarzeń, których jest u nas
naprawdę mnóstwo. Nie spodziewałam się też, że drugi raz pod rząd trafię na środowisko, do którego się tak przywiążę. Kiedyś usilnie szukałam inspiracji, teraz wcale nie muszę daleko sięgać- osoby o ciekawych zainteresowaniach i cudownych charakterach spotykam każdego dnia. Stanowimy tak zgraną grupę, że po raptem kilku miesiącach znajomości nie wyobrażam sobie nie mieć ich przy sobie!
Końcówka roku upłynęła raczej spokojnie, ale chyba tego właśnie potrzebowałam. Jeśli mam czegoś żałować z ostatniego czasu, to chyba tylko tego, że przed świętami chciałam sprostać oczekiwaniom wszystkich wokół. Wzięłam na siebie odrobinę za dużo i w przyszłe święta chcę postawić na trochę więcej zdrowego egoizmu. W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, prawda?
Gdyby ktoś mnie spytał, czego nauczył mnie ten rok, to bez wahania na pierwszym miejscu postawiłabym niezależność. Dawniej naprawdę wiele rzeczy uzależniałam od innych. Zdarzało mi się gubić swoje zdanie lub rezygnować z przyjemności tylko po to, aby nie robić ich samotnie. W końcu nauczyłam się przebywać ze sobą. Chyba zapoczątkował to właśnie wyjazd do Brighton. Gdy stawiłam czoła zupełnie nowej sytuacji, zobaczyłam, że mogę dokonać niesamowitych rzeczy nawet w pojedynkę, a dzięki temu doświadczenie staje się tylko moje. Z taką myślą zaangażowałam się w wolontariat, podczas którego poznałam świetne osoby (tu pozdrawiam Magdę i Julkę, z którymi od razu złapałam super kontakt!). Przełamałam się też i po raz pierwszy poszłam do pracy w ramach ambasadorstwa dla pewnej firmy (dzięki czemu, notabene, poznałam kolejnych inspirujących ludzi). Każda z tych rzeczy przyczyniła się do tego, jak dziś postrzegam świat, siebie i swoje priorytety.
Co z zainteresowaniami? Cóż, to kolejna rzecz, która przeszła u mnie totalną ewolucję. Jeszcze rok temu bez wahania odpowiedziałabym, że interesuję się fotografią, ćwiczę jogę, oglądam Eurowizję, okazjonalnie wysyłam pocztówki. Joga i Eurowizja to wciąż moje dwie miłości, pocztówki wysyłam już niemalże nałogowo, za to od fotografii odeszłam zupełnie. Przysięgam, że za swoją lustrzankę chwyciłam w tym roku nie więcej niż trzy razy. Smutne? Trochę, jednak wychodzę z założenia, że pasje zmieniają się tak, jak ludzie. W moim przypadku na miejsce fotografii wskoczyły podróże. Potrafię spędzać godziny na czytaniu o ciekawych miejscach na świecie i na przyszłościowym planowaniu wojaży. Zupełnie jak moja starsza siostra- może jednak mamy to gdzieś w genach? :) Na ten rok mam też kilka pomysłów związanych właśnie z podróżami, jednak każdy z nich to póki co tylko luźna idea, dlatego żeby nie zapeszyć nie będę o nich mówić. Zobaczymy, co czas przyniesie! Może jeszcze nowsze, wciąż nieodkryte pasje?
Rok 2017 uważam za rozdział zamknięty, jednak to nie był po prostu kolejny rok z mojego życia. Mam wrażenie, że to naprawdę było coś więcej. Coś bardziej jak historia do opisania. Historia, która może dla kogoś z zewnątrz nie byłaby aż tak interesująca, a do której osobiście mam tak duży sentyment. Dowiedziałam się dużo o sobie, zobaczyłam kawałek świata, o którego zobaczeniu marzyłam, poznałam nowych przyjaciół, polepszyłam stare kontakty, odkryłam dużo dobrej muzyki, ale przede wszystkim starałam się korzystać z każdego dnia. I z ręką na sercu mogę przyznać, że czuję, jakby naprawdę mi to wyszło!
Stąd chciałabym podziękować wielu osobom, które sprawiły, że ten rok stał się jeszcze bardziej wartościowy. Przede wszystkim są to moi rodzice, którzy chyba najlepiej wiedzą, że momentami nie było łatwo. Pchaliście mnie do przodu i sprowadzaliście na ziemię, kiedy było trzeba. Dziękuję, kocham Was i przepraszam za wszystkie stresy, których niestety spowodowałam w tym roku niemało!
Ten rok uświadomił mi również, że obracam się wśród naprawdę wspaniałych ludzi. Gdybym miała podziękować wszystkim, którzy uczynili ten rok jeszcze lepszym, byłaby to baardzo długa lista! Trochę się więc ograniczę, mam jednak nadzieję, że osoby, z którymi spędziłam ten czas, wiedzą, że zawdzięczam im wiele pozytywnych chwil. Dziękuję Oli, która kolejny rok była ze mną, z którą rozumiem się bez słów i która codziennie ożywia moją poranną drogę do szkoły! Dziękuję też drugiej Oli, która od kilku lat jest moją dużą inspiracją i choć w tym roku widywałyśmy się zdecydowanie za rzadko, wciąż wiem, że mogę powiedzieć jej o wszystkim. Dziękuję Ali, na której rady mogę liczyć w każdej sprawie, dziękuję Marcie i Oli za nasze nocne pogawędki podczas zielonej szkoły (sama nie wiem dlaczego, ale są dla mnie bardzo ważnym wspomnieniem!), dziękuję Kubie, który przez tyle miesięcy był dla mnie świetnym przyjacielem nawet, jeśli potem nasze relacje się zmieniły. Dziękuję Marysi, z którą co prawda nie mogę siedzieć już w jednej ławce szkolnej, ale nawet kilka słów zamienionych pospiesznie na korytarzu dodaje mi otuchy na cały dzień!Dziękuję też Oliwii, z którą znamy się już dziesiąty rok, a z którą od zawsze tak świetnie się rozumiemy. Dziękuję Suzan, która jest mi jedną z najbliższych osób w szkole, a z którą mogłabym rozmawiać godzinami nawet poza jej murami! Dziękuję Marcie, która jest najbardziej pozytywną osobą jaką poznałam i która zupełnie podziela mój podróżniczy entuzjazm( a ja jej!). Dziękuję Ilonce, dzięki której (i z którą) do nowej szkoły szłam trochę pewniejsza siebie i ciężko mi uwierzyć, że wcześniej, choć mijałyśmy się codziennie, prawie w ogóle nie rozmawiałyśmy. Dziękuję Gabi, która nigdy nie odmawia mi wspólnych śpiewów na przerwach i której uśmiech od razu poprawia mi humor! Dziękuję Kubie, który sprawia, że jestem zawsze na bieżąco z eurowizyjnymi nowinkami i z którym wiem, że zawsze mogę porozmawiać na przyziemne i bardziej abstrakcyjne tematy. Dziękuję też Łukaszowi, z którym mogę śmiać się i płakać, i przy którym zawsze mam milion pomysłów na minutę! W końcu, dziękuję moim kochanym siostrom, Darii i Karolinie, za wszystkie historie, którymi się wymieniamy, gdy wpadacie nas odwiedzić. To takie momenty czystego spokoju u nas w domu, a jednak zawsze uwielbiam wiedzieć, co u Was słychać!
Here's also to my pals from Brighton, who may appear there somehow (and I hope they do so!)! You seriously have no idea how huge impact you all had on me this year. I couldn't have had a better team to spend this time with. I loved staying long hours by the Royal Pavilion just to talk to my Czkawka Team (we need to catch up once in a while guys!), as well as I loved cosy evenings spent on drinking tea with my best roommates, who all felt like sisters to me. Huge, huge kisses to Roos, Nele, Lina, Milou, Paulina, Vianney and Isaac for making it the best time ever. We need to get back to Brighton (or at least to Saltdean haha) together someday!
Czy żegnam rok 2017 ze smutkiem? Cóż, temu chyba nie mogę zaprzeczyć. To był czas, który zdecydowanie spełnił moje oczekiwania, ba, nawet je przerósł. Nie było idealnie, ale upadki i potyczki zostały zdecydowanie przyćmione przez dni, które mijały mi z uśmiechem na ustach. Czy mam oczekiwania co do 2018? Jasne, że mam, jednak jednocześnie chcę po prostu korzystać z tego, co ten rok przyniesie.
"Everything is going to be all right. Or if not, everything is going to be, so let's not worry."- How to stop time, Matt Haig
Tą krótką myślą zaczerpniętą z mojej ulubionej książki żegnam się z Wami. I
każdemu z osobna życzę, aby Nowy Rok spełnił Wasze oczekiwania, może
aby nieco Was zaskoczył, ale przede wszystkim, aby upłynął Wam on tak,
żebyście w grudniu żegnali go z ogromnym sentymentem. Jeżeli ktoś z Was
też chce się ze mną podzielić swoim podsumowaniem roku- piszcie!
Uwielbiam czytać i słuchać historii gromadzonych przez innych, bo myślę,
że to właśnie one nas tworzą. Buziaki!
Maja xx